Oto koniec tego bloga. Zapraszam na Skra▼▼ki!

środa, 10 lipca 2013

Dom Wielkiej Rady. Dzień 1

Wędrowny Mag
Dziwne jest to miejsce. Ze swoim dziennikiem muszę się kryć, bo usłyszałem, że pisać w Domu Wielkiej Rady, to jak w nim szpiegować. Podobno tylko najbardziej zaufani dostępują zaszczytu pisania w Domu, ale najwyraźniej nie jestem jednym z nich. Ciemno tu. Okien nie ma (w sumie trudno, żeby były, skoro Dom znajduje się ponoć między wymiarami - nawet nie umiem sobie tego wyobrazić). Na razie zwiedziłem tylko pokój dla petentów, kawałek korytarza i przydziałowy pokoik, ale każde z tych pomieszczeń zdaje się być niedoświetlone. Ściany obłożone są jakąś dziwną tkaniną, która została udrapowana jak, nie przymierzając, źle skrojona suknia. Mam wrażenie, że zza tych fałd w każdej chwili może wyleźć jakieś paskudztwo.

Kitrisa z Wydział Uprzejmego Traktowania Petenta chyba naprawdę nie wie co to znaczy "uprzejmie potraktować petenta". Kiedy zjawiłem się w pokoju dla petentów, po tym jak Muskiel wepchnął mnie do portalu (tak, wepchnął, nie zdążyłem nawet się z nim przywitać, a co dopiero zadać mu pytania), spojrzała na mój kocyk z butelką szamponu oraz śpiącym kotem w środku i wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.
- Widzę, że nawet pluszaczka nie zapomniałeś zabrać! Na pewno jesteś tym dzieciakiem, który ma zostać międzyświatowym łowcą przygód? - drwiła, a ja czułem z zażenowaniem, jak zbiera mi się na płacz. Udało mi się na szczęście opanować łzy i odszczeknąłem się.
- A pani nie pomyliła czasem krzesełek? Chyba orczej kopalni brakuje poganiacza.
Brunetce o szerokim nosie uśmieszek spełzł z twarzy.
- Uważaj co mówisz i do kogo, smarkaczu - syknęła. - Tu masz klucz i wynoś się z mojego biura - pacnęła wściekle o biurko, zostawiając na nim srebrny klucz.

Bacząc, czy nie zamierza mnie ugryźć, wyciągnąłem rękę po klucz i wyszedłem na korytarz. Odetchnąłem z ulgą, chociaż nie dość, że nie wiedziałem jakie są obowiązki przyszłego Wędrownego Maga, to jeszcze nikt nie był mi łaskaw powiedzieć gdzie jest mój pokój. Na szczęście zza załomu korytarza wychynęła smukła postać dorodnej elfki, podobnej do tych, które w moim kraju spotyka się w górach.
- Ty jesteś Kazeran? - usłyszałem łagodny głos.
- Tak - sapnąłem.
- Nazywam się Kamilla i będę twoją opiekunką przez najbliższe kilka dni - uśmiechnęła się ciepło. - Chodź za mną, zaprowadzę cię do pokoju.

Zanim zniknęła za drzwiami komnaty 223, w której miałem mieszkać, oznajmiła, że jutro rano dowiem się w jakim konkretnie celu zostałem sprowadzony. Usiadłem na intarsjowanym łóżku. Kiedy zatrzasnęły się za nią drzwi, nagle poczucie ssącej pustki zamieszkało w moim żołądku. Miałem ochotę wybiec na korytarz i błagać Kamillę, żeby ze mną została. Nim jednak popełniłem tę głupotę, Piki zbudziła się z przydługiej drzemki.

- Miauuu, już jesteśmy? - przeciągnęła się ospale na kocu.
- Tak, Piki. Jutro dowiem się, po co tu jestem - szepnąłem.
- To dobrze - mruknęła i położyła mi łebek na kolanach.

***

Piszę tę notatkę pod dziwaczną kulą, przypominającą trochę kłębek bordowych wodorostów, tyle, że świecących. Poza tym, że przyprawia mnie o dreszcze, jest całkiem fajnym przyrządem, bo można ją "zawiesić" w dowolnym miejscu w przestrzeni pokoju. Piki śpi obok mnie na łóżku, rozwaliła się bezwstydnie i widać jej biały brzuch z trzema czarnymi kropkami, które do złudzenia przypominają zapięcie eleganckiego fraku. 

Mam nadzieję, że uda mi się dzisiaj zasnąć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz